wierzba i wiklina
witaj arrow warsztaty arrow Labirynt w Powroźniku
Labirynt w Powroźniku

ImageZdarza się, że ludzie ze względu na swoje przekonania, pochodzenie muszą uciekać, ukrywać się. Miejscowość Powroźnik, opodal Muszyny jest miejscem, gdzie podczas ostatniej wojny takie osoby odzyskiwały nadzieję - przeprowadzani przez łemkowskich kurierów na drugą stronę granicy, rozpoczynali życie na nowo.

Wierzba jest wyrazem nowego życia. Świeży, zielony pęd wierzbowy zasadzony w ziemi daje początek nowej roślinie. Intrygującym jest, że wierzba wysiedlona na dużą odległość jest w stanie zapoczątkować nowe istnienie w nieznanym miejscu.

Wierzbowe pędy, zasadzone i splecione ze sobą stworzą użytkową formę. Jaką? Tak do końca to naprawdę nie wiem.
Dużo zależy od tego czy przyjedziesz i jak bardzo się wpleciesz.

Powyższy tekst stanowił zajawkę i zaproszenie do uczestnictwa w warsztatach. Ciąg dalszy napisałem jakiś czas po powrocie...

 

Skąd pomysł warsztatów w tym miejscu? Otóż jak co roku w maju odbywają się Małopolskie Dni Dziedzictwa Kulturowego. Tym razem Powroźnik znalazł się na ich trasie, ze swoją łemkowską cerkiewką oraz Janem Peregrymem - legendarnym kurierem, łemkiem wysiedlonym podczas akcji Wisła. No więc przyjadą turyści obejrzą, posłuchają i wyjadą a co z tego będą mieli miejscowi? Powroźnicka młodzież i dzieci? I tak powstała idea zasadzenia na placu zabaw, zielonego labiryntu z wierzby.

ImageMiałem przeczucie, że będzie się działo - zaprosiłem więc moich dwóch przyjaciół: Pawła i Piotra oraz syna Juliana. Na miejscu zastajemy sporą grupę młodzieży wraz ze swoimi wychowawcami. Łopaty w ruch. Z najdłuższych pędów sadzimy komnatę środkową, wokół której zostają wytyczone coraz to większe okręgi stanowiące ściany labiryntu, w 3 miejscach zewnętrznego okręgu powstają wejścia. W samo południe robi się gorąco, przerwa. Idziemy na frytki, później nad rzekę. Wracamy, patrzymy a przy wytyczonych okręgach oprócz warsztatowiczów czają się fotoreporterzy. Ale będzie jatka...

ImageProszę zebranych o podejście do zielonych wierzbowych pędów, które stoją w wodzie z boku placu. Wyciągam 1 snopek, rozcinam sznurek, rozkładam zielone bierki na trawie. Biorę 2 pędy i ustawiam je do pionu: "spójrzcie, obchodzę się z nimi bardzo delikatnie, są jak rurki wewnątrz których podnosi się lub opada woda, jeżeli ta rurka się zegnie, woda nie dotrze dalej i ta część rośliny uschnie, jeżeli przez nieuwagę uszkodzę łyko to tak jakbym przedziurawił węża z wodą. Proszę niech każdy z was weźmie delikatnie 2 pędy, po jednym w każdą dłoń i podejdzie do największego okręgu". Gęsto jedno obok drugiego starczyło nas na pół obwodu. Poprosiłem fotoreporterów o zajęcie miejsca na drugiej połówce - naprzeciwko. Teraz pozostało tylko unieść witki i pomachać nimi w kierunku chmur. Kiedy zaklinacze przywołali już deszcz wszyscy ostrożnie umieściliśmy pędy w ziemi, wkładając je do uprzednio przygotowanych otworów. W jednej chwili powstało zielone, wysokie na 2 metry półkole - fotoreporterzy jęknęli z zachwytu migawkami.

W sadzeniu brakującego półkola i dwóch pozostałych, wewnętrznych okręgów uczestniczyli już wszyscy najbardziej ociągający się i oporni. Widocznie był to moment, w którym ich wyobraźnię odwiedził kształt przyszłego labiryntu, doświadczenie tak mocne, że postanowili uczestniczyć w nim osobiście. Uśmiechnęliśmy się do siebie.

Wieczorem prosto z placu zabaw poszliśmy tłumnie rozegrać mecz na miejscowym orliku. Nie było tego punktu w programie warsztatów, po prostu mieliśmy ochotę ze sobą poprzebywać.

W nocy i nad ranem lało. Nazajutrz niedziela. Przed południem rozmchmurzyło się. Spotkaliśmy się ponownie już w labiryncie. Pozostało uporządkować ścieżki: kamyki na spód komnaty środkowej, darń na zewnątrz, przebrana ziemia w otwory z wetkniętymi pędami. Na koniec gra w mafię, oczywiście w środkowej komnacie.


Wyjeżdżaliśmy pod wieczór w strugach deszczu. Aura w sam raz dla świeżo posadzonej wierzby. Dwudniowy, dobry sen dobiegł końca.

dziękuję Asi Nowostawskiej-Gyalókay za zaproszenie do prowadzenia warsztatów
ilustracje: Cyganka, Rafał Stankiewicz i ja